piątek, 15 kwietnia 2016

Cztery



- Co on tu robi? - to pytanie długo wisiało między naszą trójką. Nikt nie kwapił się, by przerwać milczenie.
- Przecież ci mówiłam, że muszę ci kogoś przedstawić. To jest Man... - nie dane mi było dokończyć.
- Dobrze wiem, kto to jest - Ana spojrzała na mnie, mrużąc oczy. Potrząsnęłam głową i wzniosłam ręce ku górze. Ta cała sytuacja z minuty na minutę stawała się coraz bardziej dziwna.
   I wtedy z ust blondynki wyszedł... pisk? Krzyk? Skrzekot? Nie wiem, jakiś trudny do zidentyfikowania dźwięk.
- Przecież to, kuźwa, jest Fettner! Skoczek narciarski! - cholera, zapomniałam, że młoda ma fioła na punkcie tej dyscypliny. Strzeliłam klasycznego facepalma, w myślach przeklinając moją sklerozę i roztargnienie. - Gdzieś ty go wyrwała, co?
Gdy Manuel chrząknął i powiedział "Ja tu jestem", myślałam, że się załamię. Komizm sytuacji po prostu rozłożył mnie na łopatki. Wkurzyłam się.
- Siadaj Anka - zmierzyłam siedemnastolatkę morderczym spojrzeniem. - Siadaj i się nic nie odzywaj - dziewczyna bez żadnego zająknięcia zajęła swoje dotychczasowe miejsce przy stole.
- Ty Fettner też usiądź - brunet wykonał szybko moje polecenie. Dobry chłopiec. - I ja też usiądę.
Klepnęłam nieelegancko na krzesełko i westchnęłam. Ana już otwierała buzię, żeby coś powiedzieć.
- Cicho. Nic nie mów. Teraz mówię ja - palcem wskazującym uderzyłam się w mostek. Ała, za mocno. - Powiedziałam ci przez przez telefon, że muszę cię z kimś poznać...
- Ale ja znam Manuela! Cała Austria go zna. Ines, czy ty urwałaś się z choinki? - Jezu, jak ona mnie irytuje! Miałam ochotę walnąć łbem o blat, ale po bolącym mostku, zrezygnowałam i tylko przewróciłam oczami. - Kurde, nigdy nie sądziłam, że będę miała okazję tak z tobą pogadać. Wiesz, face to face. Mam kilka twoich autografów i zdjęć z tobą...

Zaraz wyjdę z siebie i stanę obok. I będą dwie wkurwione Ines.

- ... a to twoje lądowanie na jednej narcie w Val di Fiemme to po prostu coś niesamowitego - jak tej dziewczynie wyciągnąć baterie, żeby już skończyła gadać? - W ogóle, zawsze mnie bawiła zbieżność naszych nazwisk. Ja też mam na nazwisko Fettner...
   No i dotarliśmy do tego momentu. Manuel spojrzał na mnie, ja spojrzałam na niego. Brunet kiwnął głową w moją stronę. Aha, czyli cała czarna robota spada na mnie. Fajnie.
   Przez chwilę musiałam się zastanowić, jak jej to wszystko przekazać w delikatny sposób.
- Słuchaj Ana, jest coś, o czym musisz wiedzieć...
- JESTEŚ W CIĄŻY? - jestem w co? Boże, daj mi do niej cierpliwość!
- Nie, nie jestem w żadnej ciąży. Skąd, w ogóle, przyszedł ci do twojego blond łba taki pomysł? - zaraz nie wytrzymam, jak słowo daję.
- Najpierw mi mówisz, że musisz mi kogoś przedstawić. Czyli pewnie chodzi o faceta. Później dodajesz, że muszę o czymś wiedzieć. Czyli dziecko. Wniosek nasuwa się sam.

No faktycznie, dedukcja godna samego Sherlocka Holmesa. Brawo!

- Na razie chcemy wziąć ślub, o dziecku pomyślimy później - spojrzałam na Fettnera i złapałam się za głowę. Jego to śmieszy. Jego to naprawdę śmieszy! Zaraz rzucę się na niego z pazurami i zadrapię mu tą jego śliczną buźkę. Co on wygaduje? 
- Kiedy macie termin? - co lepsze, najpierw się rozpłakać i później krzyczeć, czy na odwrót?
- Nie ma żadnego ślubu, nie ma żadnej ciąży. Ana, wysłuchaj mnie w końcu - byłam już na skraju wytrzymałości psychicznej.
- No dobrze, słucham cię.
I w mojej głowie nagle pojawiła się czarna dziura, która wciągnęła wszystko, co chciałam przekazać blondynce. Kompletna pustka. Chyba powiem jej to prosto z mostu.
- Manuel to... Tylko obiecaj mi, że nie zrobisz nic głupiego i przyjmiesz wszystko, co ci powiem, w spokoju - Ana kiwnęła nieznacznie głową. - Manuel to twój brat.
    Reakcja Any... przeraziła mnie. Gdy najpierw wyszczerzyła swoje szare oczy, później wstała od stołu, a w ostateczności zaśmiała się wniebogłosy, zaczęłam się jej bać. Bałam się także o jej zdrowie psychiczne, ale bardziej przerażała mnie ona sama. Chciałam nawiązać kontakt wzrokowy z Manuelem, ale brunet wyraźnie się zamyślił, wpatrując się w jeden punkt na ścianie naprzeciwko.
- Manuel to mój brat... No lepszego żartu w życiu nie słyszałam - dziewczyna z powrotem usiadła przy stoliku. Chyba trochę ochłonęła. - To nie jest żart?
   Pokręciłam przecząco głową. Spojrzałam na nią współczująco. Musiało ją to porządnie zszokować.
- Ana, musicie teraz na spokojnie porozmawiać. Dużo macie sobie do opowiedzenia. Zostawię was samych - powiedziałam, wstając z krzesełka. Podeszłam do siedzącej dziewczyny i uściskałam ją. - Trzymaj się, mała.
   Rzuciłam krótkie "na razie" do Manuela i opuściłam lokal, nie oglądając się za siebie. Nie mogłam tam przecież dłużej zostać. To są rodzinne sprawy Fettnerów, w które nie powinnam się mieszać. Ale chyba już to zrobiłam. 

*

   Od osiedlowego sklepu niosłam w rękach dwie ciężkie siatki z zakupami, dłonie miałam już całe czerwone. Położyłam reklamówki na wycieraczce i rozpoczęłam poszukiwanie kluczy w czeluściach mojej torby. Gdy już je dorwałam, rozbrzmiał dzwonek telefonu. Czy ja nawet nie mogę spokojnie wejść do własnego mieszkania? Patrzę na wyświetlacz komórki. Ana. Zawahałam się, czy odebrać. Koniec końców, wrzuciłam smartfona z powrotem na dno torby. Później do niej oddzwonię. 
    Zabrałam się za rozpakowywanie zakupów. Gdy już wszystkie produkty znalazły się na swoim miejscu, z szafki wyciągnęłam kieliszek i korkociąg. Podeszłam do barku i wzięłam pierwsze lepsze wino. Miałam dosyć po dzisiejszym dniu. Zdecydowanie za dużo się dziś wydarzyło. Muszę się zrelaksować. Skierowałam się do łazienki i naszykowałam gorącą kąpiel z dużą ilością piany. Nalałam wina do lampki i zapaliłam świeczki, które ułożone są na brzegu wanny. Trochę jak w jakimś filmie, w którym tematem przewodnim jest miłość. Tylko faceta mi brak.
   Poszłam jeszcze do sypialni po piżamy i bieliznę i postanowiłam w końcu odebrać telefon, który uporczywie dzwonił. Wyświetlił się jakiś nieznany numer.
- Słucham? - odebrałam, bo dźwięk dzwonka rozrywał mi bębenki.
- Cześć Ines, tu Manuel - skąd on ma mój num... Ach tak, Ana. Pewnie dała mu namiary na mnie.
- Um, hej Manuel. Słuchaj, nie za bardzo mogę teraz rozmawiać. Mam dużo pracy. I kurczak mi się pali. O cholera, muszę kończyć. Pa. - zakończyłam połączenie i wyłączyłam całkowicie telefon. Nie miałam siły i ochoty na rozmowę z Fettnerem. Trochę mu nakłamałam, no ale czasem trzeba. Oparłam głowę o ścianę i westchnęłam ciężko. Koniec z Fettnerami. Przynajmniej do jutra. Teraz jestem tylko ja, wino i gorąca kąpiel. I może jeszcze Sting, który śpiewa, że jest Anglikiem w Nowym Jorku. O tak. Nareszcie moje ciało i umysł odpoczywają.


   Budzik. Przeklęte urządzenie szatana. Wstałam z na wpół otwartymi powiekami. Przejrzałam się w lusterku zawieszonym na szafie. Jak zwykle, powitała mnie w nim rozczochrana i ledwo żywa osoba z wielkimi worami pod oczami. I jeszcze te różowe piżamki w owieczki i dwie różne skarpetki. Dobrze, że nikt mnie w tym momencie nie widzi. Muszę się jak najszybciej ogarnąć.
   Nastawiłam ekspres i naszykowałam sobie owsiankę. Po zjedzonym posiłku dopiłam kawę do końca i poszłam zrobić poranną toaletę, która zajęła mi zdecydowanie za dużo czasu. Och, pewnie się spóźnię. Super, pierwszy dzień w pracy i już spóźnienie. Brawo Ines, brawo!
   Gdy już jestem gotowa do wyjścia, ktoś puka do drzwi. No pięknie, jeszcze tylko gości mi tutaj o 9 rano brakowało. Otwieram drzwi i widzę w nich kuriera z wielkim bukietem róż.
- Dzień dobry. Pani Ines Scheller? - młody mężczyzna pyta, uśmiechając się do mnie.
- Taak - sama nie wiem, czy stwierdzam, czy pytam.
- Proszę tutaj podpisać - składam swój autograf na kartce doręczycielskiej i odbieram od niego kwiaty. - Miłego dnia.
    Zamknęłam za nim drzwi. Zdziwienie mnie nie opuszcza, choć uśmiecham się pod nosem. Kto taki postanowił wysłać mi kwiaty? W bukiecie znalazłam liścik. Przeczytałam treść zapisaną drobnym, męskim pismem. No, tego to ja się w życiu po nim nie spodziewałam.




~*~

Witam Was, kochane ;*
Spodziewałyście się dramy? Nie, to jeszcze nie ten czas. Szykuję coś wielkiego na później :D
Rodzeństwo się poznało, wyszło tak, a nie inaczej. Nie jest to to, co miałam w głowie, ale słowa nie chciały ze mną współpracować. Może chociaż Wam się spodobał rozdział, bo mi niekoniecznie.
Byłoby mi bardzo miło, jeśli zostawiłybyście po sobie mały ślad, że byłyście i przeczytałyście. Uwielbiam czytać Wasze opinie i przemyślenia. To bardzo motywuje do dalszego pisania :)
O, i jeśli chcecie być na bieżąco, kiedy pojawią się nowe rozdziały na wszystkich moich blogach, to odsyłam na moją podstronę. Tam więcej szczegółów. 
No to do następnego ;*

PS Porobiło mi się trochę zaległości u Was. Obiecuję, że niedługo zjawię się u każdej z komentarzem ;)